Data urodzenia:
1932-06-05
Pozycja na murze pamięci:
Kolumna: 178 Miejsce: 44
Stopień:
strzelec - kapral (08/1944)
Numer legitymacji AK:
17601 / 1
Miejsce urodzenia:
Warszawa
Adres przed Powstaniem Warszawskim:
Warszawa ul. Leszno 33/1
Oddział:
Armia Krajowa - zgrupowanie "Radosław" - batalion "Parasol" - 1. kompania - IV pluton, ochotnik, do oddziału dołączył na początku sierpnia 1944 r., po przejściu na Stare Miasto: Grupa "Północ" - odcinek "Sosna" - batalion "Gozdawa" - 2. kompania "Szturmowa" - poczet dowódcy; na Górnym Czerniakowie - zgrupowanie "Radosław" - batalion "Broda 53" - kompania "Parasol".
Szlak bojowy:
Wola - Stare Miasto - kanały - Śródmieście Północ - Śródmieście Południe - Górny Czerniaków
Odznaczenia i awanse:
Krzyż Walecznych nadany 23.08.1944 r., tego dnia awansowany przez kpt. "Gozdawę" do stopnia kaprala. W 1986 roku pośmiertnie odznaczony Warszawskim Krzyżem Powstańczym.
Miejsce śmierci:
Poległ podczas obrony budynków nr 10 i 6 przy ul. Wilanowskiej. Po wojnie ekshumowany i pochowany na Powązkach Wojskowych w Warszawie, w Kwaterach Wojennych Batalionu AK "Parasol" (A 24-10-24).
Rodzina biorąca udział w Powstaniu Warszawskim:
Źródła:
MPW-baza uczestników PW, Polski Czerwony Krzyż, MPW-zbiory: kopia dokumentacji z archiwum rodzinnego udostępniona przez p. Alicję Modelską
Relacje na temat Witka Modelskiego w książkach i wspomnieniach żołnierzy Powstania::
Relacja plut. pchor. "Henryka” (Jerzy Dargiel) - dowódcy IV plutonu 1. kompanii baonu "Parasol”:
"Na rogu Młynarskiej i Żytniej pozycje batalionu "Parasol”. Na każdym końcu barykady - jako symbol - parasolka damska, podobno chroni od pocisków. W drugim dniu Powstania przyłączył się do oddziału mały, 12-letni chłopiec "Warszawiak” - "Wicuś” (Witold Modelski). Jego rodzice zginęli w pierwszych dniach Powstania w czasie nalotu w domu na Młynarskiej. Sam zdobył dla siebie broń, wynosząc ją prawie spod czołgu. Był niezastąpiony, pełen inicjatywy. Pomagał żołnierzom w najtrudniejszych natarciach. (...) Później "Warszawiak” został osobistym łącznikiem dowódcy 1. kompanii "Rafała” i awansował do stopnia kaprala. "Rafał” traktował chłopca nie jak dowódca, ale jak jego najbliższy opiekun. Również "Warszawiak” bardzo dbał o swojego dowódcę, tym bardziej, że "Rafał” nigdy nie pamiętał o sobie. Chłopiec podsuwał mu jedzenie, czyścił broń, czuwał nad jego snem. Bardzo ciężko przeżył śmierć "Rafała”, a niedługo później sam zginął, przysypany w piwnicy Pałacu Krasińskich, kwaterze "Parasola".
Zbigniew Wróblewski [w:] "Pod komendą "Gozdawy”, Warszawa 1989, str. 152-153:
"21 sierpnia Niemcy przedarli się ponownie z "rygla” [ruiny domów pomiędzy ul. Bielańską a Senatorską, w ciągu sierpnia 1944 r. "ziemia niczyja” patrolowana zarówno przez oddziały AK jak i Niemców] do pierwszych stanowisk Banku [Polskiego przy ul. Bielańskiej], zajmując jego środkowe wejście, umieszczając się na pierwszym piętrze. Rozpoczęła się zażarta walka wewnątrz gmachu. (…) Część budynku Banku znajdowała się w ogniu, podpalona przez nieprzyjaciela. Kpt. "Gozdawa” zdecydował wysadzić część reduty wraz z Niemcami w powietrze. W tej chwili do akcji włączyła się drobna postać dziecka znanego wszystkim w 2. "Szturmowej", ich łącznika, "Warszawiaka" - Witolda Modelskiego. Dziecko to, w wieku niespełna 12 lat nie było typem młodego staromiejskiego cwaniaka. Nieprawda, że jakoby rodzinę jego wymordowali Niemcy. Mieszkał z matką, pielęgniarką, w domu przy ulicy Leszno, niedaleko kino-teatru "Femina” (ul. Leszno 35), naprzeciw kościoła Matki Boskiej. Ojciec, ukrywający się oficer WP, walczył w tym czasie w partyzantce. W chwili nacierania Niemców od strony Woli, chłopiec w najbardziej prozaiczny sposób "prysnął” pani Jadwidze i… "spłynął” wraz z wycofującymi się oddziałami na Starówkę. Przytulił go do 2. "Szturmowej" jej dowódca [por. "Wrona” - Antoni Zawojski] i w tej kompanii pozostał, dzieląc z nią szlak bojowy. Był sprytny, lubiany, jako łącznika często wysyłano go do dowództwa właśnie dla utrzymania kontaktu z 2. "Szturmową". Był ponoć ulubieńcem wspomnianego już kpt. "Kata” z ul. Franciszkańskiej, starego żołnierza konspiracji. Do Banku w owej tragicznej chwili poszedł z kpt. "Gozdawą” i właśnie dowódca Pododcinka wysłał bojowego łącznika z zadaniem dotarcia na kwaterę por. "Klucznika” na Świętojerską po saperów by przybyli z odpowiednią ilością materiału wybuchowego. Od niego, od jego dotarcia do Kompanii Saperów, zależał w tym momencie los reduty Banku Polskiego. Wyjaśniam nie raz w rozmowach z młodymi Czytelnikami, że nie należało koniecznie spalić czołgu, by zostać prawdziwym bohaterem. Takim właśnie bohaterem został "Warszawiak”. Mimo pokrycia przez nieprzyjaciela wszystkich ulic Starówki gęstym ogniem z granatników, miotaczy min, seriami pokładowej broni maszynowej niemieckich lotników, dotarł na czas do saperów. Łącznik, kpr. "Warszawiak”, za wykonanie niebezpiecznego zadania został odznaczony Krzyżem Walecznych. Saperzy nie puścili już chłopca w powrotną drogę. Byli to mężczyźni dorośli, fachowcy w swojej robocie i też mieli własne dzieci. Kazali mu zostać na swojej kwaterze. Rozkazu należy słuchać nawet wtedy, gdy się ma aż…12 lat”.
Piotr Stachiewicz [w:] "Parasol. Dzieje oddziału do zadań specjalnych Kierownictwa Dywersji KG AK", str. 580:
"Straż tylna "Parasola”, która weszła do włazu na Starym Mieście o świcie dnia 2 września, wyszła włazem na Nowym Świecie dopiero w godzinach popołudniowych, po przeszło 7 godzinach marszu. Stało się tak dlatego, że sznur trzymany przez "Bystrego”, którego musieli uchwycić się wszyscy wchodzący do kanału, zerwał się, co spowodowało, że "Bystry” z przednią grupą ruszył właściwym kanałem do przodu, pozostała zaś grupa zmyliła drogę i weszła we właściwy kanał dopiero po błądzeniu po kanałach pod Starym Miastem biegnących w kierunku Wisły, czyli wschodnim zamiast południowym. Tę ostatnią grupę "Parasola” prowadził "Warszawiak".